Wszystko odbyło się jak na przyspieszonym filmie: fatalny bilans spotkań przedsezonowych (0-8) i równie słabe pierwsze pięć meczów sezonu, w których Los Angeles Lakers wygrali tylko raz – Mike Brown, coach Jeziorowców pożegnał się ze stanowiskiem. I gdy wydawało się, że na fotel trenerski LA Lakers powróci Phil Jackson, trener legenda, nowym szkoleniowcem drużyny z Miasta Aniołów został Mike D’Antoni.
Phil Jackson nie dość, że chciał za dużo pieniędzy, to jeszcze (z powodów zdrowotnych) nie chciał brać udziału w części z wyjazdowych meczów swojej drużyny. Fajnie byłoby, zobaczyć znów opanowanego Jaxa na ławce Lakersów, ale trener za 10 milionów dolarów rocznie, którego nie ma na jednej trzeciej spotkań drużyny? To chyba przesada. Nic więc dziwnego, że Lakersi postawili na kogoś innego.
Czy były coach Phoenix Suns i New York Knicks – Mike D’Antoni – poprowadzi ekipę z LA do zwycięskiego finału? Bo w końcu o to chodzi duetowi Jerry Buss-Mitch Kupchak, którzy go zatrudnili.
Oto kilka ZA i jeszcze więcej PRZECIW:
UDA MU SIĘ
1. Trudno znaleźć duet, który łączy większa chemia niż Steve Nash i Mike D’Antoni. Suns dokonali za panowania obu Panów (jednego na boisku, a drugiego na ławce trenerskiej) prawie tyle samo, co w najbardziej chlubnym okresie klubu z Phoenix – czyli za czasów Barkleya, Majerle czy KJ-a. Teraz znów są razem.
2. D’Antoni to trener, który nie doprowadza do wielkich konfliktów w drużynie. Dokładna odwrotność wymienianego wśród kandydatów do fuchy w LA – Stana Van Gundy. A w kalejdoskopie gwiazd trzeba umieć zadowolić każdą. D’Antoniemu do tego najbliżej.
DA CIAŁA
1. Drużyny D’Antoniego to mistrzowie run’n’gun, gdzie akcje trwają po 7 sekund. Do tego trzeba mieć siły i szybkich koszykarzy. Zajrzyjmy więc do metryk:
Nash – 38 lat, Jamison – 36 lat, Bryant – 34 lata, Artest – 33 lata, Blake – 32 lata, Gasol – 32 lata
Czy Panowie dadzą radę? Nie sądzę. Chyba, że nie będzie run’n’gun.
2. Argument jak powyżej – wymarzonym systemem gry D’Antoniego jest gra niskim, szybkim składem (small ball). A żeby „run” miał odpowiedni „gun” potrzeba dobrych strzelców obwodowych. A tu – oprócz Bryanta i Nasha oraz od biedy Blake’a (choć to facet który jednego dnia może mieć dzień konia, a drugiego należy go jak najszybciej zdjąć) – jest raczej słabo.
Zresztą w LA w tym sezonei dzieje się coś dziwnego – całkiem przyzwoici strzelcy dystansowi – Blake, Jamison i zwłaszcza Meeks są cieniem samych siebie.
3. Jeśli small ball, to po co Lakersom Dwight Howard i Pau Gasol? Czyżby kultura pick’n’rolla i gry insi de-ouside? A co wtedy z Bryantem? Idąc za słowotwórstwem redaktora Michałowicza (pozdrawiam) – czyżby Kobie miał sobie w tym sezonie „niepopenetrować”? Ci, którzy trochę meczów Lakers widzieli, wiedzą, że Bryant jednego dnia potrafi zagrać jak Jordan w najlepszych latach, a innego grać prawie przeciwko własnej drużynie. Frustracja mu widać nei służy. A taka sytuacja może go trochę wyprowadzić z równowagi.
4. Jeśli D’Antoni zaufa Nashowi i to na nim oprze grę – co jest bardzo prawdopodobne – ego Kobe Bryanta mocno ucierpi. Dwóch liderów to o jednego za dużo.
5. I argument nie mający nic wspólnego z D’Antonim. Koszykówka to gra zespołowa. Nie wygrywają w niej zespoły złożone z samych gwiazd. Lecz te, którym uda się zbilansować gwiazdorstwo z ekipą od czarnej roboty. Nawet Heat i Celtics – ze ich tercetami supergwiazd – zajęło chwilę zanim udało się znaleźć równowagę między gwiazdorstwem, a zadani owcami.
Lakers nie wyglądają na drużynę zrównoważoną. Pięć dużych ego nie wspiera doskonała ławka (choć osobiście prze lata byłem fanem Antawna Jamisona). To wygląda dobrze tylko na papierze – na boisku Meeks, Blake, Jamison i Hill – wypadają blado.
Przygoda w Knicks pokazała, że D’Antoni ma kłopot z bilansowaniem drużyny. Co nie znaczy, że można go przekreślać.
No i na koniec całkowicie spóźniona rekomendacja – na miejscu Panów Bussa i Kupchaka postawiłbym na Nate’a McMillana. Jego Blazersi byli naprawdę świetną drużyną. Choć bez wielkich sukcesów. Może to zadecydowało?
A oto, co Nash sądzi o D’Antonim – w swobodnym wywiadzie sprzed pół roku: