Ryzykowna droga prawdziwych Celtów

Boston pozbył się właśnie najlepszego podającego i trzeciego najlepszego strzelca w zamian za podstarzałego centra i dwa niepewne wybory w drafcie. Czy tak ma wyglądać budowa wielkich Celtów?

Są drużyny, których generalni menedżerowie nie przestają mnie zadziwiać. I tak pozbycie się przez Bulls Luola Denga, nawet jeśli ma sens finansowy, znacznie ograniczyło możliwości trenerowi Thibodeau. Nawet tak świetny coach niewiele może zrobić z krótką ławką i notorycznie kontuzjowanymi Rose’m i Butlerem. Bulls mają więc zespół tańszy, ale czy lepszy? Śmiem wątpić. Chicago dostało kilka picków, ale co z tego?

Jeszcze w stroju Celtów Marshon Brooks i Jordan Crawford gonią OJ Mayo (USA Today)

Jeszcze w stroju Celtów Marshon Brooks i Jordan Crawford gonią OJ Mayo (USA Today)

Poprzedzany loterią draft, sam jest rodzajem gry hazardowej. Bo przyszłość 60 chłopaków, którzy są w nim wybierani jest wielką niewiadomą. Ostatnie lata pokazały, że dokonanie dobrego wyboru nawet, gdy ma się jeden z pierwszych dziesięciu picków, wcale nie jest proste. Lista nieudanych picków z Top Ten jest długa i z każdym rokiem robi się coraz dłuższa.

Tym większe zdziwienie budzi ostatnia transakcja, w której Celtics pozbyli się dwóch młodych, dynamicznych obrońców – Jordana Crawforda i Marshona Brooksa w zamian za nieco już wyeksploatowanego centra Joela Anthony’ego i dwa wybory w drafcie (w tym jeden lottery protected). W skrócie: Crawford i Brooks trafili do Golden State, Toney Douglas z Warriors do Heat, a Anthony i dwa picki do Celtics. Gdybym miał wybrać, kto na tym zyska najwięcej – bez wahania postawiłbym na Warriors. A największym przegranym wydaje się Boston. Dlaczego?

  1. Crawford i Brooks to nieprzeciętnie utalentowani gracze. Może być trudno o podobne talenty w drugiej rundzie kolejnych draftów.

Gdyby nie nagły zastrzyk gotówki i mocarstwowe plany Nets – Brooks mógłby być dzisiaj podstawowym graczem drużyny z New Jersey (z NJ, bo nie wiadomo, czy bez kasy Prochorowa drużyna trafiłaby na Brooklyn). Dla przypomnienia – jeszcze dwa lata temu Nets, by pozyskać gwiazdy gotowi byli oddać dowolnego gracza, byleby nie był to Brooks. Nawet Brook Lopez mógł się pakować, jeśli tylko Dwight Howard chciałby się przenieść na północ.

Crawford miał na tyle talentu, by z pierwszej piątki Wizards wygryźć Nicka Younga, który wcześniej uczynił to samo Arenasowi. Pod nieobecność Rondo – Crawford stał się liderem drużyny z Bostonu. To on, a nie Avery Bradley prowadził grę Celtów i udowodnił, że oprócz tego że jest strzelcem potrafi też rozgrywać – liczba asyst na minutę gry w jego wykonaniu skoczyła o 50 proc., a on sam stał się pod tym względem liderem Bostonu.

Brooks kończy w tym roku 25 lat, Crawford 26. To najlepszy wiek dla sportowca. Dwaj ograni w NBA gracze, wydają się być większym atutem niż nieznana młodzież z draftu. Jako argument podam kilka nazwisk graczy, których Boston wybrał w ostatnich 7 draftach: Gabe Pruitt, JR Giddens, Lester Hudson, Luke Harangody, Fab Melo, Kris Joseph i Lucas Nogueira – trzech z nich poszło w pierwszej rundzie. Żaden nie rozegrał więcej meczy niż liczy pełny sezon NBA czyli 82. I to prowadzi do kolejnego wniosku.

  1. Gromadzenie picków draftu nie jest żadną gwarancją przebudowy drużyny.

   A Boston chomikuje picki jakby były bezcennymi jajeczkami Faberge. W sumie, po transakcji z udziałem Crawforda i Brooksa, Celtics mają ich 17 w następnych pięciu sezonach. 10 z nich to wybory w pierwszej rudzie, ale kilka z nich ma klauzule Top 10 protected (czyli jeśli, któryś z oryginalnych posiadaczy picku, wylosuje nr niższy niż 11 to on wybiera gracza, a Boston musi się obejść smakiem).

Nawet jeśli trener-rookie Brad Stevens lubi i umie pracować z młodzieżą, to trochę za mało by ryzykować przyszłość klubu. Zresztą Stevens powinien się nauczyć także pracować z weteranami. Tym bardziej, że z jego młodzieży z uniwersytetu w Butler w NBA gra tylko dwóch – Gordon Hayward i Shelvin Mack. Można tylko mieć nadzieję, że Boston draftowe dno osiągnął wybierając z 22 nr draftu AD 2012 – Faba Melo, który ledwo dawał sobie radę w Syracuse.

  1. Warriors mają wyjątkowo konkurencyjny backourt. Nie ma w nim miejsca jednocześnie dla Brooksa i Crawforda. Wygra lepszy i lepiej pasujący do strategii Marka Jacksona.

Warriors wydają się być zwycięzcą tej transakcji. Prywatnie uważam, że zarówno Crawford, jak i Brooks dużo lepiej nadają się do szybkiej, kombinacyjnej gry, w której dominuje transition offense, niż Douglas. Z kolei Douglas wydaje się być nieźle dopasowany do pozycyjnej gry Heat, którzy grając dużo akcji izolacyjnych, wymuszają na przeciwniku podwajanie, uwalniając trzypunktowym strzelców na obwodzie.

Problem w tym, że na pozycjach 1-2 jest w Golden State natłok utalentowanych graczy – za plecami Curry’ego i Thompsona czają się bowiem Nemanja Nedović (jeśli będzie dostawał czas gry, może być naprawdę kimś nawet jeśli tylko w europejskiej koszykówce) oraz Kent Bazemore, który już udowodnił w rozgrywkach ligi letniej, że jeśli nie musi się martwić o konkurencję ze strony Curry’ego i Thompsona, potrafi być liderem drużyny. Na 2 potafi też grać Iguodala.

Niestety przy liczbie minut, które Curry i Thompson spędzają na boisku w rotacji Marka Jacksona jest miejsce tylko na jednego, dobrego rezerwowego. Wydaje mi się, że w tej chwili z kwartetu – Nedović, Bazemore, Brooks, Crawford – najwyżej stoją szanse tego ostatniego. Zagadką jest tylko jego charakter. Dla przypomnienia – Crawford wyleciał z Wizards miedzy innymi dlatego, że tworzył z Javaleem McGee i Nikiem Youngiem – zabawowe trio. Dziś żaden z nich nie gra już w Waszyngtonie. Ale wciąż są w NBA.

Zapraszam do polubienia profilu bloga fastbreak.pl na Facebooku

Dodaj komentarz

Filed under NBA

Dodaj komentarz